wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 2

Wstaliśmy z mola i założyliśmy buty, następnie odwineliśmy nogawki i poszliśmy do samochodu.
- "Gdzie jedziemy ?" - zapytałam ponownie, kiedy siedzieliśmy już w aucie.
- "Do mnie, zjemy coś. Rodziców niema, więc będziemy sami." - odpowiedział szatyn z uśmiechem.
Miałam duże wątpliwości co do tego pomysłu, nadal się bałam, bałam się, że coś mi się stanie. Pomimo to, że Justin wydawał się bardzo fajnym chłopakiem nie chciałam do niego jechać. Nie umiałam mu tego powiedzieć. Więc po chwili zastanowienia, jednak zdecydowałam się pojechać.
Między nami panowała cisza, więc włożyłam do radia płytę. Oczywiście płytę z demo Justina. Miał zejebisty głos. Uwielbiałam go słuchać. Kiedy płyta zaczęła grać, Justin uśmiechnął się. Miał piękny uśmiech, zresztą cały był bardzo ładny. Był dość wysoki, o głowę wyższy ode mnie, był także bardzo dobrze zbudowany i umięśniony. Miał czekoladowe oczy, a jego szatynowe włosy postawione były na żel, w artystycznym nieładzie. Ochh, był cudowny.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, byliśmy już na miejscu. Wow, rzeczywiście Justin jest cholernie bogaty. Miał ogromny dom, do którego prowadziła kamienna ścieżka, a po jej bokach rosły piękne drzewa i krzewy. Miał naprawdę ładny dom. Ale nie był rozpieszczonym bachorem o jakiego go posądzałam.
Weszliśmy do środka, dom był ogromny, w salonie była szeroka kanapa i ogromny telewizor. Dodatki były ręcznie pozłacane. Żyrandol był z małych diamencików, które błyszczały od promieni słonecznych.
- "Wow, masz cudowny dom." - pochwaliłam Justina.
- "Dzięki. Co byś chciała zjeść ?" - zapytał patrząc na mnie.
- "Cokolwiek." - opowiedziałam i poszliśmy do kuchni.
To pomieszczenie, jak wszystkie inne było równie piękne. Meble kuchenne były z drogiego marmuru, tak jak wysepka na środku. Justin miał piękny widok z domu , a  za oknem było zielono. Bujne pola i łąki otaczały jego dom, a w tle widać było morze. Miał także prywatną plażę. Musiał mieć naprawdę dużo kasy.
- "Zróbmy naleśniki." - powiedział Justin patrząc na lodówkę.
- "Okej." - odpowiedziałam. Byłam tak głodna, że zjadłabym wszystko.
Justin wyjął mąkę, cukier i inne składniki potrzebne do naleśników. A także miskę i mikser.
- "Wsyp rzeczy, a ja poszukam patelni." - powiedział Juss.
Wsypałam składniki, po czym je zamknęłam i chciałam z powrotem schować, ale Justin mnie wyręczył. Odłożył rzeczy i podłączył mikser.
- "Daj, ja pomieszam." - powiedziałam i wzięłam mikser od  Justina.
Zanurzyłam mikser w cieście i włączyłam. Nim się obejrzałam cała mąka, którą wsypałam była na Justinie.
- "Kateeeeeeeeeeeeeeee !" - wrzasnął chłopak.
- "P-przeprasz-szam." - wydusiłam przez śmiech, wyglądał tak komicznie, że nie mogłam przestać się uśmiechać.
- "Uważasz, że to śmieszne ? ... choć tu" - Powiedział Justin z sarkazmem, nie czekając na moją odpowiedź, a w jego słowach było widać rozbawienie. Mimo, że chciał to ukryć. Zaczęłam uciekać, niestety nie na długo, ponieważ po chwili Justin złapał mnie w tali, przerzucił przez ramię i zaczął łaskotać.
- "J-Justin .. póś-ść" - wydusiłam śmiejąc się od łaskotek.
- "Następnym razem pomyślisz zanim mnie obsypiesz moką." - powiedział żartem, kładąc mnie na kanapie.
- "Justi-in póść ! "
- "Jeśli powiesz, że jestem najseksowniejszym facetem na świecie." - powiedział z tym swoim irytującym uśmieszkiem.
- "N-nie poowiem t-tak."
- "To cie nie puszczę."
- "O-okej .. Justin .."
- "Tak Kate ?"
- "Jesteś .. najseksowaniejszym .."
- "kontynuuj."
- "Facetem .. na .. ziemi .. "
- "Och dziękuję Kate." - powiedział ze swoim szczeniackim uśmieszkiem, po czym mnie puścił.
- "Dupek." - mruknęłam pod nosem, na co Justin się zaśmiał. Podnieśliśmy się z kanapy i
wróciliśmy do kuchni kontynuując robienie naleśników. Kiedy wszystko było wymieszane, a patelnia wyjęta. Justin wlał olej, który dokładnie rozsmarował, a następnie wylał na patelnie ciasto. Gdy masa się podpiekła, Juss wziął patelnię, a następnie podrzucił ją do góry, by przewrócić naleśnika. Skłamałabym mówiąc, że nie wyglądało to gorąco.
Kiedy wszystkie naleśniki były gotowe usiedliśmy na kanapę jedząc nasz posiłek. Dodaliśmy do nich syropu klonowego, by lepiej smakowały ,  i taki też efekt uzyskaliśmy. Mmmmm, były pyszne.
-"Teraz mi powiesz co się stało za szkołą ?" - zapytał Justin jedząc naleśnika i patrząc przed siebie na telewizor.
Jeny, ale on jest ciekawski.
- "Nie." - odpowiedziałam chłodno, by wiedział żeby nie drążyć tematu. Na szczęście był mądry i wiedział o co mi chodziło.
- "Obejrzymy coś ?" - zapytał po chwili niezręcznej ciszy.
- "Chętnie." - odpowiedziałam z uśmiechem.
- "Hmmm .. poczekaj chwilę, bo nie wiem co mamy."
- "Okej."
Justin wyszedł, po czym wrócił z kartonem różnych filmów. Było ich naprawdę dużo.
- "Więc który ?" - zapytałam Justina, przeglądając filmy w pudełku.
-"Titanic." - odpowiedział po chwili zastanowienia.
-"Okej." - pasował mi wybór filmu, lubię 'titanica'.
Justin wstał z kanapy wynosząc karton, a po chwili włożył płytę do DVD tym samym włączając film, po czym wrócił do mnie na kanapę. Usiadł na niej i zdjął koszulkę. Uhh, ale widok.
- "Zrób zdjęcie, starczy na dłużej." - powiedział Justin uśmiechając się.
- "Przepraszam." - szybko odwróciłam wzrok, i kapnęłam się, że się na niego beszczelnie gapiłam. Kurde, ale wpadka. Choć muszę przyznać, Justin wyglądał gorąco bez koszulki. Mogłabym się tam na niego gapić godzinami.
Siedzieliśmy na kanapie jedząc naleśniki i oglądając Tytanic'a, a a czas leciał bardzo szybko. Nim się obejrzałam była już 15, a film właśnie się skończył. Zawsze gdy oglądam Tytanic'a łza kręci mi się w oku na to jaka miłość potrafi być okrutna. Jestem tego przykładem. Mimo, że nie wierzę w miłość, to w tym filmie, jest to cudownie pokazane. Jak ludzie z dwóch różnych światów zakochują się w sobie bezgranicznie i są w stanie poświęcić wszystko, by ocalić osobę na której im zależy. Niestety to tylko film, a ja żyję w rzeczywistości, do której trzeba się przyzwyczaić. Dla tych co nie umieją jest żyletka. Taką osobą jestem ja. Nie lubię żyć w rzeczywistości, nie umiem, dlatego to robię. Kiedy krew spływa po rękach, i czujesz w niej ból fizyczny, zapominasz o bólu psychicznym.
- "Halo?" - głos Justina wyrwał mnie z moich przemyśleń.  Juss rozmawiał z kimś przez telefon.
- "... teraz ?! ... No dobra, zaraz ... Ok, czekam ... Ale ja nie jestem sam ... Boże, mamo dobra ... Pa ... "
- "Choć, pojedziemy po zakupy." - powiedział od niechcenia. Po czym wstał z kanapy i założył koszulkę. Następnie podszedł do wysepki po klucze od samochodu. Ja również wstałam i poszłam założyć buty. Po chwili dołączył do mnie Justin, wsunął swoje czarne supry i otworzył drzwi. Ustał obok i mnie przepuścił.
- "Dziękuję." - powiedziałam na co on, tylko się uśmiechnął i wyszedł zamykając za nami drzwi wejściowe.
Zeszliśmy ze schodów i skierowaliśmy się w stronę samochodu. Kiedy już doszliśmy Justin otworzył drzwi od strony pasażera i przytrzymał je bym mogła wejść. Następnie przeszedł przed samochodem i otworzył swoje, po czym je zamknął. Oboje zapieliśmy pasy i ruszyliśmy. Włączyłam radio w którym zaczęła lecieć płyta z demo Justina, na co chłopak wybuchł śmiechem.
-"Co ?!" - spytałam rozszerzając oczy.
-"Nic, po prostu ciągle tego słuchasz." - powiedział już spokojniej, patrząc na drogę przed sobą.
-"Bo mi się podoba." - odpowiedziałam tak, jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
Chłopak tylko się uśmiechną ukazując swoje śnieżno-białe zęby.
-"Um .. Justin, możesz mnie odwieść do domu ?" - spytałam po chwili.
-"Okej, ale najpierw zrobimy zakupy." - odpowiedział.
Reszta drogi do supermarketu minęła dość spokojnie. [***]
-"Gdzie mam skręcić ?" - zapytał szatyn.
-"Pierwsza uliczka po prawej." - powiedziałam spokojnie, wskazując palcem gdzie ma jechać.
-"Okej, jesteśmy." - powiedział, zatrzymując auto.
-"Dziękuję za odwiezienie i za no wiesz ... spacer i w ogóle." - powiedziałam odpinając pas i kładąc rękę na klamkę.
-"Ja również i polecam się na przyszłość." - odpowiedział patrząc na mnie, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
-"Poczekaj, jeszcze daj mi swój numer." - usłyszałam kiedy miałam już wychodzić. Podałam Justinowi swój telefon, a on wpisał swój numer, następnie zablokowując mój telefon i podał swój. Chwyciłam telefon i szybko wpisałam swój numer telefonu, a następnie oddałam mu urządzenie. Przycisnęłam rękę mocniej i otworzyłam drzwi, chwyciłam torbę i wyszłam z samochodu. Następnie zamknęłam drzwi i pomachałam Justinowi na pożegnanie. Chłopak również mi pomachał i odjechał. Odwróciłam się na pięcie w stronę domu, i poprawiając torbę na ramieniu ruszyłam w tą samą stronę. Kiedy byłam już na werandzie schyliłam się do torby po klucze, które od razu znalazłam i wyjęłam. Włożyłam je do zamka tym samym otwierając drzwi. Kiedy były już otwarte wyjęłam klucze z zamka l i weszłam do środka. Zamknęłam na sobą drzwi i zdjęłam buty. Odsunęłam obuwie na bok i skierowałam się w stronę schodów. Weszłam po nich i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę gdzieś w kąt i wskoczyłam na łóżko, położyłam głowę na poduszkach i odpoczywałam. Z mojego wypoczynku wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Niechętnie podniosłam się z łóżka i odnajdując torbę wyjechałam z niej telefon. Był to tylko komunikat o nowej wiadomości na facebooku. Więc odłożyłam go z powrotem, tym razem na biurko. Następnie ściągnęłam z lampki frotkę i związałam moje długie fale w wysokiego kucyka. Dzisiejszy dzień zaliczam do udanych, a uwierzcie mi mało jest takich w moim życiu. Wyjechał z pod poduszki pamiętnik i zrobiłam wpis, ciekawe, większość napisałam o Justinie. Może naprawdę mi się podoba, ale jak już to tylko jako przyjaciel na pewno nikt więcej . Kiedy tak nad wszystkim myślałam przypomniałam sobie, że powinnam się na jutro spakować. Więc podniosłam się z łóżka i poszłam po torbę, położyłam ją na biurko i wypakowałam niepotrzebne mi na jutro książki, a na ich miejsce wpakowałam te potrzebne. Zerkając jeszcze raz w plan zauważyłam, że mam jutro okienko, ponieważ chłopcy mają w-f, hah! kolejna szansa by zobaczyć Justina bez koszulki. Spakowaną już torbę postawiłam na podłogę, po czym wzięłam z biurka laptopa i udałam się z nim na łóżku. Szybko sprawdził facebooka i twittera, a następnie parę innych stron. Zerkając na zegarek zauważyłam, że jest dopiero 18:37, więc podeszłam do szafy i przebrałam się w szare luźne dresy i białą bokserkę żeby było mi wygodniej. Zamknęłam laptopa, włożyłam telefon do tylniej kieszeni dresów i zeszłam na dół, by pooglądać telewizję. Zaszłam po drodze do kuchni i chwyciłam popcorn. Kiedy kierowałam się do salonu, mój telefon zaczął wibrować przez co  podskoczyłam. Siegnęłam ręką do tyłu po telefon, a następnie przyłożyłam go do ucha, nawet nie patrząc kto dzwoni.
-"Hallo ?" - powiedziałam do iphona.
-"Hej." - powiedział głos po drugiej stronie.
-"Blake ?!" - krzyknęłam z entuzjazmem, a uśmiech automatycznie zawitał  mi na twarz. Blake to mój starszy brat, jest już pełnoletni, więc został w Calgary, ponieważ miał tam szkołę, której nie chciał opuszczać w przeciwieństwie do mnie. Kochałam mojego brata jak nikogo innego, był dla mnie wsparciem kiedy to wszystko się stało. Zawsze gdy coś mnie gnębiło on mnie pocieszał, kiedy nie było mamy. Tęsknię za nim, ale to przecież ja wyjechałam.
-"Co tam siostra ?" - spytał.
-"Dobrze, a u ciebie ? Fajnie mieszkać samemu ?"
-"HAHAHA, i to jak !" - krzyknął do telefonu, na co wybuchłam śmiechem. Rozmawiałam z Blakem jeszcze jakiś czas, siedząc na kanapie i jedząc popcorn. Kiedy skończyliśmy rozmowę włączyłam telewizor tak jak miałam w planach przed telefon brata. Chwyciłam pilot do ręki, i skakałam po kanałach. W końcu trafiłam na Madagaskar, hah! wiem co pomyślicie "dzieciak", hmm może trochę. Czasami fajnie mieć w sobie trochę dziecka, kiedy wkracza się w dorosłość. Wtedy jest łatwiej, przynajmniej według mnie. Spokojnie leżąc na kanapie oglądałam film, co jakiś czas patrząc na godzinę. Dochodziła już 20:40, a film się właśnie skończył. Podniosłam się z kanapy i poszłam do kuchni, odstawiłam miskę do zmywarki  i ruszyłam do swojego pokoju. Z niewiadomego powodu byłam zmęczona, więc poszłam szybko do łazienki. Zamknęłam za sobą dżwi i podchodząc do zlewu wzięłam z kubka szczoteczkę. Wycisnęłam na nią trochę pasty, którą chwilę potem zakręciłam i włożyłam szczoteczkę do buzi. Wyszorowałam zęby, a następnie wypłukałam buzie . Przetarłam twarz wilgotnym ręcznikiem i odwróciłam się na pięcie w stronę prysznica. Biorąc po drodze z szafki ręcznik ruszyłam w stronę kabiny prysznicowej, którą następnie otworzyłam. Zdjęłam  z siebie ubrania i weszłam do środka. Odkręciłam wodę i umyłam się. Kiedy moje ciało było umyte wyszłam z brodzika i osuszyłam się wcześniej wziętym ręcznikiem. Wzięłam z szafki piżamę i włożyłam  ją na siebie. Posprzątałam szybko po prysznicu i wyszłam z łazienki. Podeszłam do łóżka i zrzuciłam z niego prześcieradło. Następnie odkryłam kołdrę i położyłam się na łóżku, sięgnęłam jeszcze po telefon i odblokowałam go, ponieważ miałam parę nieodczytanych wiadomości.
Od "Najseksowniejszy facet na świecie"
Świetnie się dzisiaj bawiłem, przyjadę po ciebie jutro o 7:50. Dobranoc ;*
Szybko się domyśliłam od kogo był sms, i zmieniłam nazwę w kontaktach na "Justin", a następnie odpisałam na sms.
Do "Justin"
Ja również się świetnie bawiłam, będę czekała. Dobranoc ;3
Wcisnęłam przycisk 'wyślij' i odłożyłam iphona na szafeczkę, przed tem sprawdzając godzinę. Była 22, więc położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Nie musiałam długo czekać, aż zasnę, dzisiejszy dzień był pełen wrażeń, więc szybko odpłynęłam.
_______________________________________________________________________
I jak drugi rozdział ? Mam prośbę, nie chcę was zmuszać do komentowania, ale chce zobaczyć czy ktokolwiek to czyta. Więc jeśli czytasz to skomentuj, to dla mnie bardzo dużo znaczy. Z góry dziękuję ;*

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 1

Czas zacząć nowy rozdział życia, zapomnieć o tym co się stało .. tylko, że ja nie mogę. Nie mogę wyrzucić tego z pamięci. Wszystko zaczęło się w Calgary, w Canadzie, pierwsza miłość, pierwsze zauroczenie zakończone próbą samobujczą . Był chłopak – Jakson Baker, kapitan drużyny koszykarskiej, zakochałam się w nim, myślałam, że będziemy razem na zawsze. Niestety wszystko się skończyło inaczej, ale nie patrzmy na przeszłość, przyjechałam tu, do Stratford, aby zapomnieć o przeszłości, aby zacząć nowy rozdział życia.
Dziś pierwszy dzień w nowej szkole, mój budzik zadzwonił równo o 6, więc szybko podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej i przetarłam zaspane oczy. Zsunełam kołdrę i leniwym krokiem ruczyłam do łazienki. Oparłam się o zlew i popatrzyłam w swoje odbicie. Wory pod oczami, blada cera – tak to ja. Zżuciłam z siebie piżamę, włosy związałam w wysokiego koka i weszłam pod prysznic. Obmyłam ciało malinowym płynem, po czym spłukałam letnią wodą. Otworzyłam kabinę i wyszłam, następnie wziełam biały ręcznik i wytarłam całe ciało. Czasami nie mogę na siebie patrzeć moje ciało jest całe w bliznach i wyglądam okropnie. Owinełam ręcznik wokół tali i wyszłam z łazienki. Mozolnym krokiem ruszyłam do szafy i wybrałam ubrania. Ubrałam ciemno zielone rurki, w których zagiełam lekko nogawki i rudą, lekko prześwitującą bluzkę na ramioczka, na to zażuciłam luźny, czarny sweterek, by nie było widać blizn. Do tego założyłam jakieś dodatki. Na dół zaszłam o 7. Wyjełam z lodówki sok pomarańczowy i napiłam się. Następnie wyciągnełam z tamtąd masło i ser. Ruszyłam w stronę blatu i wyciągnełam z chlebaka chleb, który następnie posmarowałam poczym położyłam na nim plaster sera. Wyjełam jeszcze z półki tależ i usiadłam na wysepce. Szybko zjadłam kanapkę i podeszłam do zlewu odkładając tależ. Nie chciałam się spóźnić, więc chwyciłam torbę, założyłam czarne botki i wyszłam z domu. Do szkoły miałam 15 min, więc byłam na miejscu o 7:50 – idealnie. Ruszyłam ścieżką do szkoły. Idąc przez korytarz nie dało się nie słyszeć chamskich komentarzy innych uczniów :
- „Mmm, nowa laska.” – powiedział jakiś koleś do swojego kolegi „obczajając mnie wzrokiem”.
Nienawidzę jak idę, a ludzie coś o mnie mówią gapiąc się beszczelnie. Byłam na skraju wytrzymałości, naszczęście doszłam do pokoju dyrektora i zapukałam kulturalnie,
- „Proszę.” – usłyszałam miły głos
Weszłam do pokoju i ujżałam starszą kobietę o blond włosach z babcinymi okularami.
- „Dzień dobry, jestem Katherine Evans.”
- „Dzień dobry, Katherine. Jestem Kristen Richardson, usiądż proszę.”
Usiadłam na skórzanym krześle i chwilkę porozmawiałam z panią Richardson. Wypytawała mnie o wszystko, nie wiedziałam co odpowiadać. Co miałam jej powiedzieć ?
” Więc droga pani, przeprowadziłam się tu, bo mój eks wżucił moje nagie zdjęcia do sieci, przyjaciele mnie opuścili, a ja zaczęłam się ciąć” – tsaa .. rewelacja. Więc skłamałam, mówiąc jakąś historię, którą wymyśliłam wmiędzy czasie.
Po skończonej rozmowie, pani Richardson zaprowadziła mnie do klasy. Szłyśmy przez korytarz, jeszcze dzwonek nie zadzwonił, więc uczniowie stali w holu. Pomiędzy mną, a panią dyrektorą panowała niezręczna cisza. Doszłyśmy do klasy. Dyrektorka otworzła dżwi i zaczeła mówić.
- „Dzień dobry kochani, to Katherine Evans – nowa uczennica.” – przedstawiła mnie pani Richardson.
- „Cześć” – przywitałam się i zajełam wyznaczone miejsce. Pani Dyrektor porozmawiała chwilę jeszcze z nauczycielką po czym pożegnała się i wyszła. Obok mnie mnie siedział brunet o czekoladowych oczach.
- „Cześć.” – powiedziałam od niechcenie do chłopaka. „Niezłe ciacho” – pomyślałam i wyjełam książki do Chemi.
- „Tsaa .. Siema” – powiedział nawet na mnie nie patrząc, w jego głosie słychać było znudzenie. … Ahhh, no tak pewnie to jeden z tych pięknych koszykarzy, którzy uważają się za cudownych i wyższych od innych – żałosne.
Nareszcie zadzwonił upragniony przez każdego dzwonek. Lekcja mineła dość szybko. Jak każdy nastolatek uważam, że ‚Szkoła jest do bani’ i nienawidzę w niej siedzieć, ale czasami czas leci dość szybko. Wżuciłam książki do torby i wstałam z krzesła, po czym zaczełam się kierować w stronę drzwi. Kiedy wychodziłam z klasy usłyszałam głos wołający mnie zza pleców.
- „Katherine, Katherine stój !” – zatrzymałam się i odwróciłam, kiedy usłyszałam te słowa.
- „Hej, jestem Molly.” – powiedziała śliczna brunetka o niebieskich oszach.
- „Hej, miło cię poznać Molly.” – odpowiedziałam.
- „Ciebie również. Więć jesteś tu nowa tak?”
- „Niestety.”
- „Kiedy się przeprowadziłaś ? To znaczy, nie widziałam cię tu wcześniej, a Stradford to małe miasto i raczej każdy każdego zna.”
- „Tydzień temu.”
I tak rozmawiając, razem poszłyśmy odłożyć książki do szafek. Okazało się, że Molly ma pułkę obok mojej, a także, że jest w tej samej klasie co ja. Kiedy odłożyłyśmy książki ruszyłyśmy w stronę dżwi wejściowych do szkoły i wyszłyśmy na dwór. Ciepłe powietrze wypełniło mój organizm. Dziewczyna opowiedziała mi trochę o szkole, wydawała się bardzo miła i uprzejma. Ale ja się nie zmieniłam, nadal nie ufam ludziom. Szkoła była bardzo ładna i zadbana. Miała duży ogród tak jak w collegach. Za szkołą znajdował się duży plac sportowy. Dookoła niej rosły drzewa, krzewy, kwiatki i inne rozmaite rośliny. Nie jestem jakąś maniaczką przyrody, ale tu naprawdę było ładnie.
Wracałyśmy korytarzem z powrotem do klasy na historię, kiedy z naprzeciwka szedł czekoladowooki koszykarz ze swoimi kolegami.
- „Ładny, co ?” – powiedziała Molly, wyrywając mnie z moich rozmyśleń, kiedy chłopcy przeszli, zatrzymując się przy swoich szafkach.
- „Może.” – odpowiedziałam.
- „Może, proszę cię widzę jak na niego patrzysz.” – Molly odpowiedziała, biorąc książki od historii z szafki.
- „Normalnie na niego patrzę.” -odpowiedziałam. Nie byłam przekonana co do tego chłopaka, był inny. Sprawiał wrażenie rozpieszczonego bahora, który dostaje wszystko co chce kiedy tylko poprosi. Szedł dumnie po korytarzu, nie patrząc nawet na innych. A po jego obu stronach szła dwój chłopaków. Wszyscy trzej ubrani byli w niebiesko-białe bejzbolówki z logo szkoły. Nie lubiłam takich ludzi, ponieważ zawsze martwili się tylko o siebie i nikogo innego.
- „A ci obok to Keyle i Matt.”- powiedziała, a zaraz po wypowiedzianych słowach jeden z kolegów Justina pomachał do niej. A ona się uśmiechneła.
- „Przyjaźnicie się ?” – zapytałam Molly, szturchając jej bok.
- „Um, Keyle to mój chłopak.” – powiedziała dumnie.
Po jej słowach na moją twarz wszedł duży uśmiech. Pasowali do siebie, Keyle miał szatynową grzywkę i tak jak reszta był dobrze zbudowany i wysoki. A jak się domyślam Matt, miał czarne włosy postawione do góry na żel i ciemne oczy.
Obie wziełyśmy książki z szafek i poszłyśmy do klasy na drógą lekcję. Usiadłam do ławki, wykładając ksiązki. Obok mnie siedziała Justin gapiąc się na mnie beszczelnie. Miałam ochotę walnąć go z plaska w policzek. Tak, wiem, mam słabą psychikę.
- „Zrób zdjęcie, starczy na dłóżej” – powiedziałam, a sarkazm wyciekł z moich ust, kiedy gapił się na mnnie, a mnie wyprowadzało to już z ruwnowagi.
- „Spokojnie, tylko się patrzę.” – powiedział, po czym wywrócił oczami i odwrócił się.
Lekcja się zaczęła, pani Mccartney opwiadała nam o II wojnie światowej, nie zbyt interesujące. Wziełam telefon, aby spradzić która godzina. Była już 9:30, a na ekranie widniał napis :
” Jakson ”
wiadomość tekstowa
nie może być lepiej. Pieprzony Baker. Zadzwonił dzwonek, wybiegłam szybko z klasy, aby nikt nie zauważył, że płaczę. Kiedy tylko myślałam o tym chuju, łzy napływały mi do oczu, miałam ochote wziąść żyletkę. Tylko jej ufałam. Biegłam przez karytarz ignorując hamskie komentarze uczniów, wybiegłam na dwór i szybko poszłam za szkołę. Oparłam się o budynek i odczytałam wiadomość. W tym momencie chiałam się nigdy nie urodzić i nie przeżyć tego co przeżyłam. Wszystko przypominało Calgary. Wziełam żyletkę i zrobiłam pare ran na ręce, krew spływała po mojej dłoni, a ja czułam ulgę. To niesamowite uczucie. Siedziałam sobie na tyle szkoły, moja ręka krwawiła, a oczy łzawiły. Nie chciałam już siedzieć w szkole, ale nie mogłam już pierwszego dnia iść na wagary. Nagle przez załzawione oczy zobaczyłam niewyraźną postać Justina. Gorzej już chyba nie może być.
- „Co się stało ?” – zapytał.
- „Nie twoja pieprzona sprawa.” – odpowiedziałam chłodno. Nie miałam ochoty z nikim gadać, a z nim w szczególnośći. Jednak on był zbyt nahalny by pójść, usiadł obok mnie, opierając się jak ja o ściąnę. Nie chciałam by dowiedzial się, że się tnę, więc musiałam ukryć krwawiącą rękę. Wziełąm torbę i położyłam na dłoń. Siedzieliśmy tak patrząć przed siebie, aż Justin postanowił przerwać ciszę.
- „Co tu robisz ?” – zapytał beszczelnie.
- „Co się to obchodzi ?” – powiedziałam przez załzawione oczy, wycierając łzy.
- „Po prostu chcę wiedzieć.”
- „Siedze.”
Ciągneliśmy tą rozmowę jeszcze około 5 minut, kiedy ogłoszono, że zostaliśmy zwolnieni z lekcji. Ucieszyłam się, bo nie miałam siły siedzieć dalej. Może jednak mam jakieś szczęście w moim pieprzonym życiu. Wstałam z betonu i zaczełam iść przed siebie, zupełnie bez celu. Chciałam poprostu odpocząć. Pobyć sama i pomyśleć, przemyśleć i zapomnieć.
- „Ej, Katherine czekaj.” – usłyszałam głos zza pleców, więc odwróciłam się by odpowiedzieć.
- „Czego chcesz Justin ? Nie mam ochoty tu siedzieć, chce odpocząć”
- „Może pojedziemy gdzieś ?.” – zapytał.
Byłam zdziwiona jego propozycją, po tym jak mnie traktował dziś na lekcjach.
- „Nie mam ochoty, może innym razem, zresztą nawet się nie znamy.” – nie miałam kompletnej ochoty z nim iść, chciałam pobyć sama, więc kulturalnie odwmówiłam.
- „Więc możemy się poznać. Proszęęęęę …” – nalegał, więc w końcu się zgodziłam. Moja ręka krwawiła, ponieważ miałam ranę na ranie. Ale naszczęscie Justin chyba tego nie zauważył. Nie miałam ochoty już dłużej słuchać jak nalega, a wiedziałam, że nie odpuści.
Poszliśmy więc do jego samochodu, Justin jeździł czarnym porshe, tak jak myślałam jest bogaty. Podeszliśmy do samochodu, Justin otworzył mi dżwi, jak przystało na gentelmena i przeszedł na swoje miejsce. Zatrzasną drzwi i włożył kluczyki do stacyjny odpalając samochód. Jadąc z Justinem bałam się, bałam się, że mnie skrzywdzi, wykorzysta jak Jackson. Siedziałam na skórzanym fotelu patrząc przez okno. Pomiędzy nami panowała przyjemna cisza.
- „Podasz mi proszę okulary ze schowka ?” – Justin przerwał ciszę.
Schyliłam się do schowka, aby poszukać okularów. Znalazłam czarne Ray Bany, które chwilę później podałam Justinowi. Kiedy zamykałam schowek wypadła płyta, którą chwilę później podniosłam, by odłożyć ją na miejsce. Na okładce widniał napis „Justin Drew Bieber”.
- „Śpiewasz ?” – spytałam Jussa pokazując mu płytę.
- „Chcesz posłuchać ?” – Justin odpowiedział mi pytaniem na pytanie, wkładając płytę do radia.
- „Sam układasz teksty ?” – zapytałam z ciekawością.
- „Mhm.”
” If I was your boyfriend, I’d never let you go
I can take you places you ain’t never been before
Baby take a chance or you’ll never ever know
I got money in my hands that I’d really like to blow
Swag swag swag, on you
Chillin by the fire while we eatin’ fondue
I dunno about me but I know about you
So say hello to falsetto in three, two, swag
I’d like to be everything you want
Hey girl, let me talk to you
If I was your boyfriend, never let you go
Keep you on my arm girl, you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, I’d never let you go
Tell me what you like yeah tell me what you don’t
I could be your Buzz Lightyear fly across the globe
I don’t never wanna fight yeah, you already know
I am ‘ma a make you shine bright like you’re laying in the snow
Burr
Girlfriend, girlfriend, you could be my girlfriend
You could be my girlfriend until the —- world ends
Make you dance do a spin and a twirl and
Boys goin crazy on this hook like a whirl wind
Swaggy
I’d like to be everything you want
Hey girl, let me talk to you
If I was your boyfriend, never let you go
Keep you on my arm girl you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, I’d never let you go
So give me a chance, ‘cause you’re all I need girl
Spend a week with your boy I’ll be calling you my girlfriend
If I was your man, I’d never leave you girl
I just want to love you, and treat you right
If I was your boyfriend, never let you go
Keep you on my arm girl you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, never let you go
Na na na, na na na, na na na
Ya girl
Na na na, na na na, na na na ey
Na na na, na na na, na na na ey
Na na na, na na na, na na na ey
If I was your boyfriend. ”
Na początku był deligatny rap, widać, że Justin kochał śpiewać. Bardzo wczuwał się w słowa, a jego głos przepełniały emocje. Kiedy piosenka leciała w radiu Justin nucił ją pod nosem.
- „Podoba mi się, masz niesamoity głos.” – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- „Dziękuję.”
- „Tak wogólnie to gdzie jedziemy ?”
- „Niespodzianka.”
Nienawidzę niespodzianek, ale już nie miałam ochoty się kłócić. Po około 15 minutach jazdy dojechaliśmy na miejsce. Dookoła nas był las, a przez drzewa można było zobaczyć jezioro.
- „Gdzie jesteśmy ?” – zapytałam Justina.
- „Nad jeziorem.”
Justin wysiadł z samochodu i zamknął za sobą drzwi, przeszedł przed autem i odtworzył moje dżwi, podając mi rękę bym mogła wysiąść. A kiedy wysiadłam zamknął je, a także cały samochód. Ustałam prosto i poczekałam, aż Justin do mnie dołączy.
- „Chodż.” – powiedział po czym ustał obok mnie.
Po tych słowach razem z Justinem ruszyliśmy przed siebie. Przeszliśmy przez drewnianą barierkę ochronną i poszliśmy wzdłuż kamiennej ścieżki.
- „I co, żałujesz, że pojechałaś ?” – powiedział rozglądając się dookoła po czym się zaśmiał.
- „Nie, jest tu pięknie Justin.” – powiedziałam zgodnie z prawdą.
Spacerowaliśmy po kamiennej ścieżce i rozmawialiśmy, nie było tu dużo ludzi, szczerze mówiąc nie było tu nikogo prócz nas. Czas leciał bardzo szybko, miło mi się rozmawiało z Justinem. Oczywiście nie mówiłam mu całej prawdy, ponieważ nie miałam się mu czym chwalić, ani nie chciałam. Ledwo co się znaliśmy. Weszliśmy na molo, które znajdowało się na jeziorze. Podgieliśmy nogawki, a nogi luźno spuściliśmy z pomostu. Musiałam uważać tylko na jedną rzecz, by nie odkryć blizn. Nienawidziłam tego, ale wiedziałam, że to jest tylko i wyłącznie moja wina. Było bardzo przyjemnie, źle sądziłam o Justinie, był bardzo fajnym chłopakiem. Miło się z nim rozmawiało. Nie wiem czemu na początku tak się zachowywał. Może był bipolarny.
- „Co się dziś stało ?” – Justin nagle zapytał.
- „Jak to ?”
- „No wiesz, dziś za szkołą, wszystko widziałem, Kate.” – wiedziałam o co mu chodzi, ale postanowiłam udawać głupią, nie chciałam mu mówić o Jacksonie i o mojej przeszłości, ledwo co go znałam. Chociaż muszę przynać, spodobał mi się sposób w jaki mnie nazwał -”Kate”.
- „Nieważne, nie chcę o tym mówić.” – powiedziałam patrząc przed siebie i kołysając nogami w ciepłej wodzie.
- „Proszę powiedz mi, możesz mi zaufać.” – NIE ! ja nikomu nie ufam, Jackson też tak mówił, drugi raz nie popełnie tego samego błędu.
- „Ledwo co cię znam Justin, zresztą to moja sprawa, nie będę zawracać ci głowy moimi problemami.”
- „Jak chcesz.” – odpowiedział mi z grymasem, po czym chyba się obraził – dzieciak..
- „Ummm, Kate, mogę cię jeszcze o coś spytać ?” – oh, jednak się nie obraził.
- „Pytaj.” – powiedziałam, miałam tylko nadzieję, że to nie będzie związane z tym co stało się dziś za szkołą.
- „Wierzysz w miłość ?” – to pytanie komletnie zbiło mnie z tropu. Co miałam odpowiedzieć ?!
- „Umm, nieee.” – przeciągnełam, poczym zrobiłam skwaszoną minę.
- „Czemu ?” – ugh, kurwa czy on musi być taki ciekawski ?!
- „Justin, poprostu nie. To przeszłość nie chcę o tym rozmawiać.”
- powiedziałam trochę wyższym tonem, ale hamując się przed wybuchnięciem.
- „Czy to ma związek z tym .. umm no wiesz, za szkoła ?” – Justin ciągle wypytywał, a we mnie aż się gotowało. Przyjechałam tu by zapomnieć o przeszłości, ale widzę, że się nie da.
- „Justin kurwa, nie chcę o tym rozmawiać.” – powiedziałam, nie mogłam nie krzyczeć, chciałam mu wygarnąć wszystko co w sobie trzymałam, ale naszczęście tego nie zrobiłam. Powstrzymałam się – i dobrze, Justin wreszcie się skapnął, że nie chce o tym rozmawiać i nie pytał już o nic więcej.
Po tej rozmowie między nami zapadła cisza, którą przerwał dżwięk mojego telefonu.
” Mama ”
Wychodzę z domu, będę wieczorem. Wiesz gdzie leżą klucze, w lodówce jest obiad do odgrzania.
Jak zwykle, mamy nie będzie w domu. Przyzwyczaiłam się do tego, mamy nigdy nie było, zawsze była w pracy, ale nie miałam jej tego za złe. Moja mama ma własną firmę, a tata … tata nie wiem kim jest, nie utrzymuję z nim jakiegokolwiek kontaktu. Odszedł od nas jak miałam 5 lat, nie pamiętam go za bardzo. Sczerze mówiąc to go nie znam, chciałabym się kiedyś z nim zobaczyć. Siedzieliśmy tak w ciszy, w przyjemnej ciszy, oboje o czymś intesywnie myśleliśmy, widziałam to w jego oczach, nie myślał o niczym przyjemnym, wiedziałam to.
- „O czym myślisz ?” – spytałam Justina.
- „O wszystkim.”
- „Dokładnie ?”
- „O mnie, o życiu, przyszłości … czasami tak lubię.”
- „Tak, ja też.”
- „A ty, o czym myślisz ?”
- „O mnie .. to znaczy moim tacie.”
- „Zmarł ?”
- „Nie, nie ! Poprostu wyjechał, odszedł odemnie, od mamy … zostałyśmy same, przyzwyczaiłam się do tego, chodż czasami jest ciężko. Mimo tego co nam zrobił, tęsknię za nim bardzo. Chciałabym go kiedyś zobaczyć.”
- „Znam ten ból.”
- „Jak to ?”
- „Mam taką samą sytuację. To znaczy, mój tata odszedł odemnie i mamy jak miałem 10 mięsięcy, od tamtej pory widziałem się z nim z 5 razy.”
- „Przykro mi.”
- „Ta, mi też. Tylko najgorsze jest to, że niby się do tego przyzwyczaiłem, a i tak jest tak ciężko.”
- „Tak, śmieszne jest to, że ludzie muszą nosić „maski” by inni ich lubili. Muszą ukrywać ból, który na nich spoczywa i nie mają się komu wyrzalić i wypłakać.” – powiedziałam. Oj, jak dobrze się tak wyrzalić komuś kto ci coś odpowie, a nie ukrywać wszystko w pamiętniku. Kiedy to powiedziałam, czułam się taka czysta, kiedy z nim rozmawiałam czułam się naturalna. Tak to było wspaniałe uczucie.
- „Jesteś głodna ?” – zapytał Justin, wyrywając mnie z rozmyśleń.
- „Trochę” – odpowiedziałam. Szczerze mówiąc byłam holernie głodna, ale nie chciałam mu tego mówić, uznałby mnie za żarłoka.
- „W takim razie chodżmy coś zjeść.”

_______________________________________________________________________
Hej ;* i jak 1 rozdział ? proszę o szczere opinie, ponieważ to mój 1 blog.